Serwis używa cookies. Wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Zapoznaj się z polityką cookies. x

Ludzie są jak morze, czasem łagodni i przyjaźni, czasem burzliwi...”

Albert Einstein

Nieoczekiwane spotkanie ze służbą celną.

24.10.2014

Po śniadaniu jeszcze chwila wytchnienia.

O 1100 wchodzimy na maszty, żeby rozklarować żagle i zadać szyku przed szwedzką Elidą. W ogóle trochę zebrało się w porcie większych sztuk. Jest jakiś szwedzki bark, trochę większy od nas i znana powszechnie norweska fregata „Christian Radich”. Sprawnie odeszliśmy od kei. Gdy puściła ostatnia cuma, z flagsztoku spłynęła wielka, polska, „paradna” bandera, a taka sama dumnie wyjechała pod gafel. Niech widzi cały port kto tu płynie ! Na środku zatoki zwyczajowe pożegnanie portu – trzy długie sygnały syreną. Są w porcie żaglowce rejowe, są okręty wojenne. Czy ktoś uszanuje tradycję ? Oczywiście, odpowiedział Norweg, stary rywal Chopina z The Tall Ships Races. Trzy długie dźwięki. Wówczas, zgodnie z niepisaną tradycją, osobiste pozdrowienie od naszego kapitana, do kapitana „Ch. Radicha” – króciutki, urywany sygnał. „Radich odpowiada w taki sam sposób. Tradycji stało się zadość. Za główkami rozwinęliśmy wszystkie żagle. Jak ptak. Zrazu powoli, jak żółw ociężale, bo wiatru na razie ledwo tchnienie, a potem już coraz szybciej, bo jak na zamówienie, Lewant począł wiać ze wschodu – ruszyliśmy ku Słupom Herkulesa. W pięknym śródziemnomorskim słońcu. Chętnie jeszcze kiedyś wrócimy do Kartageny.

Gdzieś w drodze podszedł do nas duży, ciemny, bardzo tajemniczy kuter patrolowy służby celnej. Podeszli od rufy, powolutku, bliziutko, co raz bliżej. Na pokładzie kilka umundurowanych osób. Poważna, sztywna atmosfera. Niby nie mamy nic do ukrycia ale zawsze to strach, co tam służby znowu wymyśliły. Odległość zmalała do kilku metrów. Poważnie wyglądający funkcjonariusz podszedł na dziób … i zrobił nam komórką zdjęcie. Gruchnął śmiech. Potem było machanie do siebie, pozdrowienia.

Gdy klarowaliśmy żagle przed wejściem do Garruchy i statek de facto nie posuwał się po wodzie, podpłynęły do nas orki. Sześć, może osiem sztuk. Podeszły do burty, wręcz ocierając się o nią i przyglądały się nam. Trwało to może dziesięć minut. Największa z nich miała dobrze ponad cztery metry. Było wśród nich jedno małe orczątko, podpływające pod brzuch matki – karmienie ? Są inne niż delfiny. Antracytowo czarne, głowy jakby bardziej wyodrębnione i nozdrza na wierzchu głowy – większe. Poruszają się bardziej majestatycznie, co nie znaczy, że ni potrafią wykonywać zwinnych skoków. Część z nas oglądała je z rei. Z góry świetnie było widać ich stadne zachowania. Ocieranie się o siebie. Układ stada, gdzie matka z małym utrzymywana była w środku.

Rejestracja uczestników

Zapisz się na rejs

Terminarz
rejsów

Sprawdź dostępne terminy

Program dofinansowań

Poznaj możliwości dofinansowania

Moja przygoda
z Niebieską Szkołą

Obejrzyj filmy i zdjęcia,
przeczytaj wspomnienia...

Wspaniała przygoda u progu dorosłego życia - tak sobie myślałam...”

ZOBACZ